#41 Pośrednie stacje

Udostępnij ten post


Potraktujcie to jako post powitalny;)

Mija ponad pół roku, a ja znów wracam do tematu podróży. Tak naprawdę to nigdy mi się nie znudzi, nigdy nie zgubię tego pierwiastka miłości do pociągów. Nie zmieni tego pogoda i przegrzane wagony, nie zmieni tego niezbyt przyjemnie pachnący pasażer, siedzący przede mną każdego piątku, ani ten pan, który natrętnie częstował mnie „Michałkami” i całą podróż opowiadał o tym, jakie to życie jest trudne w tych czasach. Bo kiedy on żył… No właśnie. Bo trawa zawsze jest bardziej zielona tam gdzie nas nie ma. A to, co było kiedyś… To, co było kiedyś zawsze wydaje się lepsze, niż to co jest teraz. A przynajmniej zwykliśmy tak mówić. 

Czasami wydaje mi się, że jestem całkowitym przeciwieństwem tego co piszę, tego co tworzę i tego, co siedzi w mojej głowie. Ale pozwolę sobie powiedzieć, że kobiety są pełne sprzeczności i nie sądzę, że ktokolwiek może temu zaprzeczyć…

Wracając do jakże wdzięcznego tematu podróży - siedzę właśnie w pociągu, na moich kolanach spoczywa laptop, w słuchawkach leci jakaś ballada, której nawet nie pamiętam, bym zapisywała na mojej playliście, ale jestem zbyt leniwa, by przełączyć dalej. Za oknem jest szaro i buro, liście spadają z drzew, a ogrom myśli przytłacza nie tylko mnie. Pani z drugiej strony wagonu opiera twarz o szybę i myśli, intensywnie i z uparciem. Jej skronie są ściągnięte, a mimika twarzy wyraża niezadowolenie. Zastanawia mnie, czy to przez grupę pustych-nastolatek siedzących w lewej części pojazdu, które nie mają nic do zaproponowania oprócz żałosnego chichotu (jak dobrze, że mam słuchawki!) czy to po prostu ten gorszy dzień, jakie miewa każdy z nas. Dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie, bawi się telefonem, przesuwa, blokuje ekran, pisze sms-a i tak w kółko. Może wraca po pracy do domu, może czeka na nią mąż z dzieckiem, bo wyszła dziś d pracy pierwszy raz od czasu porodu i martwi się o swojego pięciomiesięcznego synka. Właśnie chcę przyjrzeć się jej dokładniej, gdy przez dźwięk wydobywający się z moich słuchawek, przebija się głośny, irytujący śmiech. Tak, to jedna z pustych-nastolatek. Irytuje się, posyłam im mordercze spojrzenie, ale nie odrywam palców od klawiatury, sunę po niej jak marynarz po bezkresnym morzu. Chcę powiedzieć tak wiele, chcę zawrzeć tak dużo. Nie chcę być chaotyczna i poruszać miliona tematów w jednym poście. Śmieję się pod nosem – wiem, że to nie możliwe. Wiele razy próbowałam. 

Nastolatki pokazują sobie coś na telefonie. Przez dosłownie chwilę myślę o tym, że chciałabym wiedzieć, co to takiego. To trwa ułamek sekundy. Przecież i tak jestem pewna, że to coś na Facebook’u. Jakiś śmieszny filmik, głupi-post albo hejt na kogoś, kogo nie lubią. To wydaje się takie proste, że aż bezbolesne…

Kompletnie gubimy się w świecie nowych mediów, wpadamy po szyję, topimy swe kończyny w mediach społecznościowych, pozwalamy się więzić, docieramy do momentu, gdy pomysł przeczytania w pociągu książki, ciekawego artykułu, czy zwykła, tradycyjna obserwacja widoków z pędzącego wagonu wydaje się być pustym pomysłem. Nie powinno tak być.

Kobieta przede mną dyskutuje z drugą, ma na placu obrączkę. Wow, szczęściara, jest po ślubie. Ma zmarszczki wokół oczu, a jej skóra nie przypomina tej sprzed dwudziestu lat. Na pewno jest szczęśliwa, wraca do domu po ciężkim dniu w biurze, prawdopodobnie pracuje jako księgowa, cały czas liczy coś na kalkulatorze i tłumaczy swojej koleżance jakieś kwestie związane z rachunkowością, nie szczędząc przy tym gestykulacji. Na pewno jest szczęśliwa. Kiedyś marzyła, by być tancerką. Na pewno jest szczęśliwa. Powtarzam sobie.

Opieram głowę o zagłówek i zamykam oczy. Pozwalam myślom płynąć, przełączam piosenkę na playliście i patrzę przez okno. Słyszę ciche głosy, ale nie jestem w stanie ułożyć z nich wyrazów. Nic nie składa się w spójną całość. To głosy, martwe głosy, które nic nie znaczą. Wznosimy się na jakiś pagórek, pociąg zwalnia. Zawsze zastanawia mnie, dlaczego tego nie naprawią. Kiedy pytam taty, zaczyna wyjaśniać to wszystko i puf – moja głowa wybucha. Jestem humanistą. Przynajmniej zawodowo. To brzmi poważnie i śmiesznie jednocześnie. Siedzę w tym pociągu z licencją na… bycie dziennikarką (tak, zabijanie brzmiało naprawdę lepiej), piszę swojego bloga i obserwuję ludzi, którzy tak naprawdę nie mają dla mnie znaczenia. Nie mają znaczenia bo są tylko częścią jakiegoś uniwersum, które skończy się w momencie, gdy dojadę do stacji docelowej.Wtedy wszyscy wysiądziemy i każdy pójdzie w swoją stronę.

Bo chyba w życiu o to chodzi. By każda podróż była naszą podróżą, nie pani księgowej, która kocha liczby, nie dziewczyny jadącej do swojego pięciomiesięcznego syna, nie nastolatek, które nie potrafią zamknąć ust, ale nasza własna, osobista. By dążyć do tego, czego my pragniemy, do tej stacji, która będzie spełnieniem naszych marzeń i efektem naszej ciężkiej, często pełnej wyrzeczeń pracy. Bo w tym wszystkim, w każdej podróży, jakiej się podejmujemy, chodzi o to, by kupić odpowiedni bilet i wsiąść do odpowiedniego pociągu, ale przede wszystkim – by nie wysiadać na pośrednich stacjach… 



Z tym postem witam Was w nowym roku akademickim!
Trzymajcie za mnie kciuki, bo zapowiada się ostry semestr!;)
Wam życzę powodzenia i uśmiechu w te szare dni. O! 

N.

1 komentarz :

  1. Zawsze słyszałam, żeby nie brać cukierków od nieznajomych :)
    Byłoby miło, gdyby każdy z nas za pierwszym razem wsiadał do właściwego pociągu, ale tylko nielicznym się to udaje.

    OdpowiedzUsuń