#40 Tnąc skórę jak papier (mini-reportaż)

Udostępnij ten post

źródło zdjęcia: becomingateenager.files.wordpress.com/2014/06/sh-3.jpg

 Podtytuł: Nigdy nie jest za późno, by dać sobie szansę

Wszystko zaczęło się feralnego ranka, gdy Julia usłyszała trzask. Hałasy w jej domu nie były nowością, a sytuacja rodzinna pozostawiała wiele do życzenia. Wtedy nie miała jeszcze pojęcia dokąd zaprowadzi ją ten dzień. Nie sądziła, jak nisko może upaść człowiek przytłoczony problemami i brakiem pomocy ze strony najbliższych. - Każdy pragnie kontroli, chociaż tej pozornej – mówi na wstępie i patrzy na swoje przedramiona. Nastolatka oprócz patologicznego domu, w którym zmagała się przez lata, ojca alkoholika i bezsilności, walczyła również z niestabilnością emocjonalną. - Nie miałam wpływu na to, co działo się w moim domu, dlatego sama znalazłam coś, nad czym, jak mi się wtedy wydawało, mogłam panować. - Epicentrum kłopotów wypadło na rok 2012. Julka opisuje go jako tragiczny. Miała wtedy szesnaście lat. Wydawać by się mogło, że to czas wielkich miłostek, buntu i nastoletnich przygód. Jednak nie dla wszystkich dzieciaków. - To wtedy zaczęłam się ciąć, zaczęłam nienawidzić swojej bezsilności. Złość kumulowała się we mnie od dawna. Musiałam jakoś dać temu upust. To, że było to niewłaściwie, to inna sprawa. Wtedy uważałam to za najlepsze rozwiązanie. - opowiada. Pierwszy raz zrobiła to w domu, używając scyzoryka ojca. Długa linia wiodąca wzdłuż ramienia przyniosła ukojenie. Ale tylko na chwilę. - Nie bałam się krwi, ani tego, co się ze mną stanie. Ogarnął mnie spokój i myślę, że to był początek złej drogi. Bo to właśnie tego spokoju pragnie niejeden z nas. - wyjaśnia. Sprawy nie przybrały obrotu od razu. Zdarzało się, że na jej ciele pojawiały się sznyty, ale były to raczej sporadyczne cięcia. Wszystko nasiliło się jesienią. Nowa szkoła, w dodatku z internatem, nowe wyzwania i brak wsparcia oraz ciągły strach o to, co się może zdarzyć w domu oddalonym o setki kilometrów. - Mogłoby się wydawać, ze powinnam wtedy odpocząć od tego, co się działo w mojej rodzinie, ale efekt był zupełnie odwrotny. Kiedy po tygodniu wracałam do domu, a raczej do miejsca, w którym mieszkałam, byłam witana przez ojca. Ale nie pytaniem o to, jak się mam albo jak było w szkole. Podawał mi koperty z rachunkami i dorzucał do tego hasło „Powiedz tej suce, że ma to zapłacić”. - Powroty mamy Julii do domu też nie były łatwe. Gdy tylko przekraczała próg zaczynały się kłótnie z mężem, walka psychiczna i fizyczna. Całe weekendy pełne łez i strachu, czy tym razem nie skończy się to tragicznie. Niedzielne powroty do internatu były jednak gorsze. Narastająca niepewność, co stanie się pod jej nieobecność. Wewnętrzna walka i ręce we krwi… - To była moja próba przejęcia kontroli. Początkowo cięłam nadgarstki, najlepszy efekt dawały maszynki do golenia, bo miały kilka ostrzy i za jednym ruchem pojawiały się trzy cienkie linie. - Nie było czasu na zabawę z bólem, jak opisują to w Internecie. Musiała działać szybko, by nikt nie przyłapał i nie pomógł. Pozornie nie potrzebowała przecież pomocy.

Początek końca


W końcu doszło do tego, że zrezygnowała z internatu, zmieniła szkołę i wróciła do domu. - Mieszkałam tam prawie pięć miesięcy, potem mama nie wytrzymała i zdecydowała o naszej wyprowadzce. - mówi, rozwijając myśl. Zmiana zamieszkania wyszła na dobre, problemy ustały, ale nawyk nie odszedł. Wtedy Julia zrozumiała, że naprawdę ma problem, że to nie jest coś, co robi się tak po prostu. - Dzieląc pokój z bratem nie mogłam pozwolić sobie na szpecenie nadgarstków, więc… zmieniłam miejsce cięcia. - Wtedy uda nastolatki pokryły się długimi liniami. Nawet dziś wspomina wzrok swojego młodszego brata, Kamila, który badał ostrożnie jej nadgarstki w poszukiwaniu świeżych sznyt. Nie było ich tam, kwitły wtedy na udach. Nie miał pojęcia, nie mógł mieć. Był tylko dzieckiem. Julia zapytana o to, czy szukała pomocy kręci głową. - Nie szukałam jej, bo nie uważałam tego za problem. - Zmiany przyniosła znajomość, jaką Julia rozwinęła przez Internet z dziewczyną z Holandii. Bardzo się zaprzyjaźniły, wspierały i to ona pomogła przejść jej przez najgorsze. - Znalazłam kogoś, dla kogo chciałam walczyć z tym gównem.

Rodzina Julii nie wiedziała. Jedynie jej młodszy brat bacznie obserwował każde jej wyjście z łazienki po wcześniejszym (i nagłym) wybuchu płaczu. Matka była zbyt zajęta swoim nowym związkiem żeby cokolwiek zauważyć. - Chodziłam do psychologa, jednak nie ze względu na samookaleczenia, ale ciągłe, nawracające ataki paniki, płaczu, brak apetytu, przygnębienie. - Terapeutka stwierdziła głębokie stany depresyjne. Matka nawet nie zauważyła zmiany w zachowaniu córki, trudno więc mówić o dostrzeżeniu czegoś więcej. - Niedawno o tym, co przeszłam powiedziałam starszej siostrze. Nie zareagowała jakoś specjalnie. 

Skóra niczym papier


Problem okaleczania się przez młodzież wydaje się być tym, o którym mało się mówi, a który funkcjonuje dość szeroko w pewnej sferze naszego życia. Osobę, która potrzebuje pomocy, możemy spotkać wszędzie, na ulicy, w autobusie, w szkole. Nie bądźmy obojętni. Okazanie choć odrobiny zainteresowania może mieć kluczowe znaczenie i wywołać na jej twarzy uśmiech. Słownictwo specjalistyczne mówi o okaleczaniu jako o akcie autoagresji, który wywoływany jest tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Jednak nie zawsze tak jest. Dużo dorosłych osób słysząc o tym zjawisku rzuca hasła: „głupota”, „przewraca im się w głowach”, „mają za dużo”, „moje dziecko tak nie robi”. I to chyba najczęstszy błąd, jaki popełniają. Wieczorem ich dziecko zamyka się bowiem w łazience i tnie swoją skórę, jak papier. Z ankiety przeprowadzonej na jednym z portali społecznościowych* na liczbie 100 ankietowanych wynikło, że ponad 60% osób w wieku od 13 do 22 lat, choć raz próbowało samookaleczenia. 

- Myślę, że to większy problem niż może nam się wydawać. Nietolerancja jest wciąż obecna, a w domach cóż...dzieją się różne rzeczy, każdy może popaść w jakiejś uzależnienie. Czasem nie mamy na to wpływu… Czasem to jest chwila i już jesteśmy zgubieni. Z racji tego, ze okaleczanie stało się "modne" i bardzo "na czasie", nikt nie traktuje ludzi z prawdziwym problemem poważnie. Dlatego tak mało osób sięga po pomoc. Boją się, że nie zostaną potraktowani serio.

Okaleczanie się często stanowi etap poprzedzający tak zwane „pójście na całość”. Mimo iż w naszych mediach rzadko się słyszy o przypadkach samobójstw wśród nastolatków, albo jest to naprawdę sporadyczne, takie rzeczy zdarzają się naprawdę. To nie jest tylko „Sala Samobójców”, film, który po wyjściu z kina staje się nieistotny. Czasem tuż pod naszym nosem ktoś odbiera sobie życie, ktoś kto miał je całe przed sobą. - Miałam myśli samobójcze. W domu, gdzie częściej niż rodzina, odwiedza cię policja, ciężko jest zachować stabilność emocjonalną i cieszyć się z życia. Pamiętam dzień w którym siedziałam na podłodze w łazience i płakałam rozmyślając nad tym jak to wszystko skończyć. Na szczęście przerwano mi planowanie. Zostałam wybita z myśli i bardzo się w tym wszystkim zgubiłam. Włączyłam komputer. Znalazłam punkt zaczepienia – nową muzykę, która wciągnęła mnie na maksa. Oddzieliłam się od życia rodzinnego, tak jakby go nie było. Zamknęłam się w takiej mojej bance mydlanej, którą łatwo było zniszczyć, ale póki trwała, była piękna. - Czy można jednak żyć w iluzji i zamknięciu przez całe życie? Każdy z nas posiada potrzebę samorealizacji, dążenia do pewnych celów, spełniania marzeń. Kiedyś w końcu trzeba zrobić ten pierwszy krok. Krok na zewnątrz. Walka Julii z bezsilnością i płaczem, opatrzona krzywdzeniem siebie, trwała ponad rok. Po długiej przerwie nastąpił jeden incydent i od tamtego czasu można mówić o wygranej. - Zdałam sobie sprawę, ze to ogromna władza w moich rekach, władza którą źle wykorzystywałam. Dotarło do mnie, ze to duży problem, kiedy po wyprowadzce od ojca, nie przestałam robić sobie krzywdy. Każda maleńka rzecz, która w jakiś sposób mnie poruszyła, zdenerwowała, kończyła się tym samym. Sprawy, które mogłam załatwić rozmową, kończyłam w gniewie, bo wmawiałam sobie, że sama sobie z tym poradzę. Działało to na mnie jak przycisk "odśwież" w przeglądarce. Oczyszczałam umysł z negatywnych emocji, wykonując jedną złą czynność. Stawało się to uciążliwe. - opowiada z przejęciem. Początkowo siłą dla niej była obietnica złożona dziewczynie z Holandii. Z czasem zaczęło ją jednak to niszczyć, wywierać dodatkową presję. Musiała się zatrzymać i znaleźć siłę w samej sobie. Motywacją okazał się być młodszy brat. - Nie chciałam żeby patrzył na moje nadgarstki z obawą. Musiałam to zmienić. Teraz jestem wolna od nałogu jakim było robienie sobie krzywdy i wiem, że już do tego nie wrócę.

Daj sobie szansę


Julia radzi osobom, które mogą mieć podobny problem, aby znalazły punkt zaczepienia, choć jeden malutki element, który będzie ciągnął wszystko w górę. Mówi o szeregu spraw, które mogą zastąpić krzywdzenie siebie. - Usiądź. Spójrz w jeden punkt. Wdech i wydech. Powtórz to kilka razy. Jest w porządku. Wciąż oddychasz. Wciąż masz szanse to zmienić. Nie chcesz umierać. Nie chcesz tego bólu. Nie potrzebujesz go. Odpocznij. Połóż się spać. Przemyśl wszystko dwa razy. Zjedz dużo czekolady, ma magnez, który działa uspokajająco. Wypij melisę. Idź na spacer. Posłuchaj muzyki. Weź kartkę papieru i zgnieć ją. Rzuć ją przez pokój. Wyrzuć z siebie złe emocje. Pozwól sobie płakać. Pozwól sobie na chwile niepokoju. Poczekaj, aż wszystko znów będzie w normie. Kurz opadnie. Nie potrzebujesz go łapać w powietrzu. Nie potrzebujesz widzieć krwi, żeby się uspokoić. Złość sama wyparuje. Wykorzystaj swoja negatywną energię do czegoś pożytecznego. Poodkurzaj, poskładaj ubrania w szafce, pójdź porzucać piłka do kosza lub pokopać piłką o ścianę. Wysiłek fizyczny ci pomoże. Tylko daj sobie szansę. - Tylko daj sobie szansę i nie bój prosić o pomoc. Te słowa wydają się być właściwe. W takich sytuacjach nie sposób nie mówić o obojętności. Julię dotknęła obojętność ze strony rodziny. Narastający każdego dnia problem, który stworzył labirynt bez wyjścia. Labirynt, z którego wyciągnąć można kogoś tylko dzięki pomocy z zewnątrz. Nie bądźmy obojętni na to, co dzieje się obok nas, nie stójmy i nie patrzmy, jak bliskie nam osoby krzywdzą siebie, nie pozwólmy im na to, dajmy im nadzieję, uwierzmy w nich. Pomagajmy sobie i przede wszystkim nie oceniajmy przez pryzmat stereotypów. Nie oceniajmy ludzi przez plotki i modę, być może trzech z nich faktycznie robi to dla fejmu, ale ten czwarty może właśnie umiera na naszych oczach. Otwórzmy je i nie bądźmy ślepcami.

Powyższa historia jest prawdziwa. Ale jest tylko jedną z wielu dotąd (nie)opowiedzianych. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie rzeczy dzieją się obok nas. Być może ten „świr z zabandażowanymi nadgarstkami” ma problemy w domu, ta „laska siedząca w kącie na każdej przerwie” została porzucona przez rodziców, „ten z dziwną fryzurą” wcale nie ćpa, a choruje na coś poważnego. Łatwo jest nam osądzać, krytykować i oceniać, ale nie znając sytuacji, nie możemy nawet uklęknąć blisko prawdy. Słowa są jak naboje, ranią i docierają tam, gdzie na początku wydaje nam się to nierealne. Nie pozwól, aby Twój nabój trafił w czyjeś serce, co gorsza – nie pozwól, by odebrał mu życie.


Ogromne podziękowania dla bohaterki tego mini-reportażu za chęci i rozmowę!
Nat.

*Ankieta na portalu Twitter.com

4 komentarze :

  1. Już Ci to mówiłam, ale naprawdę bardzo dobra robota!
    Czekam na kolejne reportaże ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś też to przerabiałam. Miałam kilka.....incydentów. Nie głębokich na tyle by nie móc tego wytłumaczyć "Pies mnie podrapał" ale na tyle głęboki by zostały drobniutkie blizny. Małe, jasne sznyty. Dziś już prawie niewidoczne.
    Dlaczego to robiłam? W moim przypadku była to forma kary. Boje się bólu, a każda nowa rana przynosiła właśnie ból, czyli moją karę. Zaczęło się niewinnie. Od pewnego razu (a jestem dzieckiem po przejściach, chociaż dziś rzekłabym kobietą po przejściach) coś we mnie pękło. Pogrzeb babci, stres związany z maturami i ta pewność, ze oblałam....Potrzebowałam kary. Kary natychmiastowej. Alkohol odpadał, naćpanie też bo to się wymyka spod kontroli a ja tej nie lubię tracić. Sznyty wydały się dobrym rozwiązaniem. Przyniosły natychmiastową ulgę, bolało, piekło, leciała krew. Czułam się ukarana, wiedziałam, że to dobrze, że czyje spokój ducha. Nikt nie zauważył. Nie chciałam by ktokolwiek widział więc cięłam po nogach. Potem był kolejny incydent, podobny. Motyw - KARA. I znowu to zrobiłam, tym razem mniej ostrożniej, głębiej. Blizna nadal została.... Ta ulga, to poczucie wolności i swobody było cudowne. Wyzwoliłam swoje emocje! To było cudowne i jakże zgubne. Pokłóciłam się z mamą myślałam o żyletkach, drobne spięcie z przyjaciółką- żyletki, pani w sklepie była niemiła- żyletki i tak w nieskończoność. Złapałam się na tym, że widzę w żyletkach lekarstwo na całe zło które mnie dotyka. Przyznałam się mamie, było to bardzo trudna rozmowa. Znowu trafiłam na terapie, pomogło. Już tego nie robię, chociaż czasem.....Mam wielką ochotę poczuć to ukojenie. Nie zrobię tego jednak. To moje życie i nic nie będzie miało go w swoim posiadaniu. Żaden nałóg. Tak postanowiłam. Tego się trzymam. Przez te 3 lata odkąd tego nie robię....w pierwszym roku przerwy zawsze miałam ze sobą żyletki w torebce, nie używałam ich, ale świadomość że mogłabym była uspokajająca. Potem poznałam kogoś i obiecałam, ze nigdy tego nie zrobię. Wyrzuciłam żyletkę. Już z nią nie chodzę. W ciągu kolejnych dwóch lat....Kilka razy miałam ostrze w ręku, raz zbliżyłam go do skóry, ale nie mogłam. Obietnica złożona tej osobie plus mój własny lęk przed utratą kontroli powstrzymał mnie i wiem, że będzie powstrzymywał już zawsze :)
    Do osób które myślą że to takie "żałosne" - powiem jedno, świat nie jest ani biały ani czarny, a niektóre anioły po prostu zapominają o tobie, a w tedy na twoją głowę zwala się cały świat! Kto tego nie doświadczył ten nie zrozumie.

    ~wilczy kieł~

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje Kochana, ze wybralas akurat mnie na bohaterke tego reportazu. Opowiadanie o tym wszystkim sprawilo, ze na nowo moglam ruszyc z miejsca i cieszyc sie wolnoscia od nalogu.

    Ty Wiesz Kto. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygrana walka.
    Ale nie dla wszystkich jest to latwe i takie proste.
    Probowalam woelu sposobow by sie od tego uwolnic ale to ciagle wraca. Walcze z tym dlugo ale bez skutku...

    OdpowiedzUsuń