#38 Po prostu umrzyj

Udostępnij ten post


Rys. moja wsp R.D.

Często poszukując tematu na bloga czy też pisząc do gazety studenckiej, łapię się na tym, że tematy tak naprawdę biegają wokół mnie. Czasem potrzeba momentu, by je zauważyć, a czasem trzeba czegoś doświadczyć, zirytować się, unieść, rozpłakać lub zostać skrzywdzonym. Oczywiście w grę wchodzą także pozytywne emocje, ale nie o tym dzisiejszy post.

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie chcę żyć w tym kraju. Nie, błąd. Nie chcę żyć w takim kraju. Mam wrażenie, że politycy chcą naprawiać wszystko, tylko nie to, co tak naprawdę potrzeba. Wszystko... tylko nie to, co jest naprawdę zepsute. Mój wpis będzie dotyczył polskiej służby zdrowia. Polskiej służby zdrowia pisanej celowo z małych liter, ponieważ dzisiejszy dzień utrzymał mnie w przeświadczeniu, że w tej branży coraz częściej brak ludzi rzetelnych i działających na korzyść człowieka.

Kilka miesięcy temu "wpadłam" przypadkiem na wyznania osób, które spotkały nieprzyjemności w kontaktach z lekarzami. Machnęłam ręką po przeczytaniu, sądząc, że przesadzają. Teraz wiem, że się myliłam. W dzisiejszych czasach, by zarejestrować się do lekarza, ba! - by zostać przyjętym, musisz wiedzieć miesiąc wcześniej, że ulegniesz wypadkowi, że zachorujesz, czy skręcisz kostkę. Inaczej odstawią Cię z kwitkiem. 

Dlaczego tak jest?


Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie. Chciałabym nie spędzić dzisiaj kilku godzin jeżdżąc od przychodni do przychodni, od SORu do przychodni i z powrotem, szukając pomocy dla bliskiej mi osoby. Diagnoza lekarza rodzinnego: skręcony staw kolanowy. Skierowanie do lekarza specjalistycznego z poleceniem natychmiastowego przyjęcia. Odezw? Totalny brak.

Żyjemy w kraju, w którym lekarz na SORze każe Ci zachowywać się grzeczniej, gdy Ty umierasz z bólu i prosisz o zbadanie, po czym odmawia pierwszej pomocy i każe Ci wyjść. W kraju, gdzie pielęgniarka mówi, że nic nie może z tym zrobić, a Ty... Ty po prostu nie możesz uwierzyć w absurd tej sytuacji. W sumie... Co ją to obchodzi? Ostatecznie decydujesz się wrócić do poprzedniej przychodni, która odesłała Cię na oddział ratunkowy - tam też ponownie odmawiają, mówiąc krótko - 'proszę pani, ja mam pełno pacjentów'. O recepcjonistce, która sączy jad pod biurkiem nie warto nawet wspominać. Nie pomaga nawet argument, że boli. Może chociaż jakaś recepta na coś przeciwbólowego? To chyba w porywach szaleństwa. Oni - lekarze - już dawno przestali być tym, czym mieli być dla świata. Czasem zastanawia mnie, po co wybierać tak ważny dla społeczeństwa zawód i traktować go tak powierzchownie.

Kraj, w którym w trzeciej przychodni z rzędu, którą odwiedzasz - odmawiają przyjęcia, BO NIE MAJĄ JUŻ NUMERKÓW. Cisną mi się na usta złe słowa, ludzie. Ja wiem, że to nie jest sytuacja zagrażająca życiu. Może nie teraz. Nie jutro. Ale w końcu dojdzie do tragedii, bo szpital pełen lekarzy, ale pacjentów i tak nie ma kto przyjmować.

Daleko szukać nie trzeba. W tyle głowy mam sytuację, o której było dosyć głośno wczoraj. Szpital odesłał 2-latka z ostrą niedrożnością jelit do innego szpitala. Dziecko zmarło w drodze. Zamiast go przyjąć na oddział, udzielić podstawowej pomocy* Od czego są dziś lekarze? Od wygłaszania sądów, że będzie szybciej, jeśli rodzice przewiozą dziecko prywatnym samochodem do Katowic? Ogromne wyrazy współczucia dla rodziców. Żadne odszkodowanie, czy nawet uznanie czyjejś winy nie jest w stanie zrekompensować tej straty, a tym bardziej zwrócić życia niewinnemu dziecku.

Wyobraźcie sobie sytuację. Obok nas w poczekalni siedzi pani ze złamaną ręką, na oko 70-latka, skarży się, że boli. Lekarz każe jej przyjść za dwa dni. Rozumiecie? To nie jest pojedynczy przypadek, ani ten, ani żaden inny. To rosnący trend. Czy było tak zawsze? Czy ja po prostu nie zwracałam na to uwagi? Nie wiem! Czuję ogromną frustrację, zażenowanie ich zachowaniem i złość, która towarzyszy mi dziś od samego rana.

Zawsze byłam przerażona tym, co się dzieje w naszym pięknym kraju. Dziś miałam mały zwiastun szarej rzeczywistości i jestem nad wyraz przerażona poziomem, kulturą i empatią - a raczej jej brakiem - POLSKIEJ SŁUŻBY ZDROWIA. Proponuje usunąć drugie słowo z tej nazwy albo przynajmniej je zamienić na bardziej adekwatne, bo z całym szacunkiem dla lekarzy z krwi i kości (naprawdę mam głęboką nadzieję, że tacy jeszcze istnieją), nie wypada, by przypisywać służbę tym, którzy nawet nie próbują jej realizować. Nie mówiąc już o zwykłej ludzkiej życzliwości.

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że każdy z nas może znaleźć się w takiej sytuacji. Nasze dziecko, brat, rodzic, siostra, czy kuzynka. W takich sytuacjach czujemy się bezsilni. A bezsilność jest jednym z najgorszych uczuć w życiu człowieka.

Wniosek jest prosty - najlepiej nie chorować, bo naszym kraju nie ma miejsca ani zapewnionej pomocy dla takich osób.

Życzę Wam jak najmniej takich przeżyć. Zarówno z punktu widzenia obserwatora (co miałam dziś nieprzyjemność doświadczyć), jak i osoby poszkodowanej.

__________________
* źródło informacji: www.tvn24.pl

2 komentarze :

  1. Na Sorze pracują często ludzie, którzy minęli się z powołaniem, sama miałam taki kiedyś, że po upadku na wf-ie musiałam siedzieć z dwoma rękoma na poczekalni przez 6h tylko dlatego, że lekarz to operacja, to rozumiem, tu obiad (3h) tu kawka, a tu pogaduchy... Nie mniej te panie z przychodni rozumiem. Każdy przypadek, który z wymaga nagłego zbadania odsyłany jest na pogotowie i pani w przychodni mogła już nie mieć bloczków bo lekarze w przychodni przyjmują dziennie ok 200 pacjentów ( wiem z autopsji) i gdyby każdy taki nagły przypadek mieli by przyjąć to by do domu nie wracali. Wychodzą więc z założenia, że do poradni przychodzą ludzie najczęściej chorzy na grypę, a urazówki idą do SOR. Też jest ważne kiedy coś się wydarzyło. Jeśli np. upadniesz w sobotę wieczorem i od razu nie pojechałaś na SOR to znaczy, że twój stan (według tych poj...ebów z SORU) nie jest krytyczny co za tym idzie możesz umówić się z lekarzem rodzinnym i pójść do przychodni na badania ( i poczekać np. jeszcze jeden dzień bo w tym dniu już brak numerów). Tak to niestety działa. SOR jest od przypadków NAGŁYCH czyli teraz upadłaś, teraz boli, teraz idziesz i żądasz lekarza. Podejrzewam, że stąd się wzięło cale to zamieszanie. Na przyszłość radzę na sorze mówić, że upadłaś dziś. A co do postawy lekarzy, sama wiesz, że to co przedstawiają swoim poziomem to.....ach...masakra. Są nie wychowani, często chamscy i w ogóle, jakby minęli się z powołaniem. Moim zdaniem na to zachowanie powinna pójść skarga, ale nie tylko do prezesa bo ją oleje ( to wiem z doświadczenia własnego) ale i do NFZ i do rzecznika praw pacjenta jeśli chcesz coś w ogóle zyskać. Chociażby zepsuć im trochę krwi tym że będą musieli się tłumaczyć :D :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pomoc i wyjaśnienie, teraz będę wiedziała na przyszłość. A o tej skardze myślę poważnie, aczkolwiek sama nie wiem, czy chcę to jeszcze rozdrapywać. Twoje rady na pewno mi się przydadzą. Dziękuję! :)♥

      Usuń