#29 Uśmiech z szafy

Udostępnij ten post



Czasem łapię się na tym, że słowa wyprzedzają moje myśli. Czasem, nie zawsze, nie często. Czasem. Wtedy pozwalam popłynąć sobie bezkresnym morzem wspomnień, pozwalam sobie zachłysnąć się słoną wodą splamionych słów. Nie cierpię, nie tonę. Unoszę się na wodzie, nie tonę.

Czuję bicie mego serca, czuję każdy spowolniony oddech, czuję, jak to wszystko przeze mnie przechodzi, aż nie ma nic. Nie ma krzyku, nie ma głosów, nie ma fal. Nie ma ciszy. Jestem ja i moje myśli. Jedyna rzecz, której nikt nie może nam odebrać.

Koniec roku często przynosi zmiany, zmiany prawdziwe i możliwe do zrealizowania oraz te mniej sensowne, oparte na swego rodzaju wymuszeniu. Mam wrażenie, że zapanowała moda na postanowienia noworoczne. Oczywiście, to nie tak, że wcześniej tego w ogóle nie było, jednak obecnie możecie znaleźć swoją fejsbukową tablicę zasypaną powiadomieniami typu "Znajdę męża w 2016", "Nie ugotuje pomidorowej", "Nie zajdę w ciążę". Marszczę czoło w rozbawieniu. Wy tak na poważnie? Oczywiście, że nie. W czerwcu dowiemy się, że Eliza spodziewa się dziecka, a za kilka dni Mikołaj ugotuje swojej dziewczynie jej ulubioną zupę. Może pomidorową...

Jaki sens mają postanowienia? 


To nie tak, że uważam, iż są totalnie bezsensowne, głupie, nierozważne i tak naprawdę tylko próbujemy oszukać siebie. Chociaż część z nich mogłabym podpiąć pod wymienione wyżej kategorie, nie wszystkie takie są. Często się słyszy o imponujących czynach, będących efektem właśnie noworocznych postanowień. Coś, czemu nie mogę zaprzeczyć to mój podziw dla ludzi, którzy mimo bólu, udręki i trzęsących rąk (okej, dramatyzuję) wciąż trwają przy obranych celach i dążą do ich do realizacji. To podobno pierwszy krok do spełniania marzeń. Być wytrwałym.

Co mogę powiedzieć o swoich postanowieniach? Z reguły ich nie mam. Chyba nikogo nie zaskoczyłam. Może znajdzie się tu jakiś Sherlock, który rozgryzł mnie już na starcie (tak, zaczęłam właśnie oglądać serial...siedem liter - o b s e s j a). Brak postanowień (tych noworocznych, oczywiście) w moim życiu wiąże się z faktem, że nienawidzę się zawodzić. I skoro to jedyna płaszczyzna, w której mogę temu zapobiec - nazwijcie to moim postanowieniem - nie dopuszczać do rozczarowań w sferze postanowień! Skomplikowane, wiem...

Jedyną rzeczą, do której - można powiedzieć - dążę jest zwiększenie liczby czytanych książek. Z racji, że ostatnio przesiaduje w Internecie czytając wszystko, co mi wpadnie w ręce (w końcu idzie sesja...), marzę o wieczorku z dala od cywilizacji z dobrą książką w ręku i ciepłym kakao. Po coś mamy te marzenia.

Ale mówiąc o marzeniach... 

Każdy z nas posiada w tyle głowy (ja mam w sercu, no nic) mentalną walizkę, w której przechowuje najskrytsze pragnienia, każda z nich jest mniej lub bardziej zamknięta na osoby z naszego najbliższego otoczenia. Często są to mocno prywatne sprawy, budzące coś w rodzaju dziwnego niepokoju na dnie żołądka, rzadziej - kwestie, którymi lubimy się dzielić z innymi ludźmi.

Może wydawać się to dziwne, ale są ludzie, których marzeniem nie jest wyjazd do ciepłych krajów, zrobienie kariery, czy założenie rodziny. Często numerem jeden jest pragnienie bycia sobą. To tak niewiele, a zarazem prawie wszystko...

Długo zastanawiałam się jak ująć to w słowa, by wyjaśnić Wam, co mam na myśli. Moja playlista przewinęła się kilkakrotnie, a ja utknęłam w martwym punkcie. W punkcie, z którego czasami wydaje się nie być wyjścia. W punkcie, gdzie myślicie, że to wszystko jest takie prawdziwe i mało obłudne. Nie jest.

Budzisz się i wiesz, że nie jest tak, jak powinno być. Wyłączasz budzik, który rozbrzmiewa zbyt głośno, przecierasz oczy, marząc, że w ciągu tych kilku paskudnych sekund odmieni się coś więcej niż tylko stan rozespania. Wstajesz, podchodzisz do lustra, spuszczasz wzrok. Twój głos łamie się zanim zdążysz powiedzieć cokolwiek. Otwierasz szafę, na wieszaku wisi Twój uśmiech. Przyklejasz go. Mocno. Bo bycie sobą nie jest wystarczające, bo byli Ci, dla których to nie było dobre. Nie wiesz już dłużej, co jest dobre, a co nie. Nie wiesz, dlaczego tak jest, wiesz tylko, że ten uśmiech z szafy pozwoli Ci przetrwać dzień, więc to robisz. Dzisiaj, jutro i pojutrze.

Już od dawna nie próbujesz zrozumieć.
Bo nie możesz zrobić tego sam.

2 komentarze :

  1. Przepraszam najmocniej, ale mam nadzieję, że poniosła Cię fantazja z tą pomidorową, bo jak można nie chcieć jej gotować? Najpyszniejsza zupa... Przez resztę wpisu się tym przejmowałam.
    Jak już przeczytałam o doklejanych uśmiechach, to od razu pomyślałam o ludziach, którzy mimo wszystko potrafią je rozpoznać. Są ważni.
    Nie lubię postanowień noworocznych. Może dlatego, że nigdy nic z nich nie wychodziło. Też nie znoszę się zawodzić.
    Nie zepsułam sobie humoru:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś dzisiaj znalazłam: http://40.media.tumblr.com/8effb93fb32dca27d7efae7e705a912c/tumblr_o15sorl0Yr1qksquzo1_1280.jpg

    Z uśmiechem (prawdziwym!), miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń