#20 Żona bezdomnego mordercy.

Udostępnij ten post


Pamiętacie wpis o bezdomnym mordercy? 
Jeśli nie to odsyłam: klik, bo dziś kilka słów o jego potencjalnej żonie. 

Te dni, dni w których serce przerasta rozum, a przynajmniej chce tego dokonać, zawsze  na starcie wydają się zwyczajne. Nie ma w ich początku nic szczególnego, nic, co mogłoby zwiastować, że właśnie dziś będziemy mieć szansę zrobić coś dobrego. Coś dobrego, innego, coś, co sprawi, że empatia nie będzie potrzebowała suchej, słownikowej definicji, a doczeka się czynów, z których tak naprawdę tylko my sami możemy się rozliczać.

Dziś był właśnie taki dzień. Obudziłam się niewyspana bardziej niż kiedykolwiek. Z trudem wsunęłam na nogi kapcie i powędrowałam zaparzyć herbatę. W tym samym momencie doszłam do wniosku, że zazdroszczę zwierzętom, które zapadają w zimowy sen. Czasem warto byłoby obudzić się dopiero na wiosnę. Za oknem było jeszcze szarawo, w oddali migotały gasnące już światła miasta. Byłam pośród tego wszystkiego ze śpiącą współlokatorką (kochaną współlokatorką, niech już będzie, och, ach!)  i masą marzeń w garści. Nie planowałam na dziś nic szczególnego, chciałam po prostu wrócić z zajęć, zawinąć się w koc i przeczekać do jutra.

Jak pisałam w pierwszej części bezdomnego mordercy, sytuacje, gdzie bezdomni deptali po moim delikatnym sercu, zdarzały się bardzo często. To fakt, w takich chwilach ciężko jest ocenić, czy osoba, która prosi nas o pieniądze naprawdę ich potrzebuje, czy tylko jest wyimaginowaną postacią z szefem nad głową, który kieruje tym wszystkim. Ja nie wiem. I wątpię, że ktokolwiek wie. Często są oni świetnymi aktorami, tak świetnymi, że potrafią oszukać nie tylko nas, ale i samych siebie, często ich płacz, słaby głos i cała aparycja przemawiają tak mocno, że nie da się przejść obojętnie.

Być może jestem jedną z nielicznych, być może nie - ciężko mi to stwierdzić na jednym, czy dwóch przykładach. I nie chcę też nikogo kategoryzować, nie chcę zarzucać, że ludzie są bezlitośni, obojętni i zapatrzeni w siebie, ale kiedy mijam po raz drugi kulejącą staruszkę, która prosi o drobne, nie potrafię odwrócić głowy i odejść niewzruszona. Dziś miałam taką sytuację. Była żoną wspomnianego w ów poście mordercy. Spytała grzecznie, trochę pod nosem, ze spuszczonym wzrokiem. Moje serce pękło. Tak właściwie moje serce pęka wiele razy, a to jaka jestem tłumaczy to doskonale. Jeśli mnie znacie - wiecie o czym mówię. W tym całym bałaganie smutku nie rozumiem jednego, jak ludzie mogą zakładać te suche maski i mijać drugiego człowieka, człowieka, który jest taki, jak my. Tylko mógł mieć pecha, mógł zachorować, mógł stracić dom z najbardziej przykrych powodów. Nie mogłam jej odmówić, nie dlatego że jestem naiwna, ale dlatego, że chciałam pomóc. Czasem to wszystko jest w nas, czasem odmawiamy, bo jest tak jest nam łatwiej, bo przecież nas to nie dotyczy. Nikt z nas nie przewiduje, że pewnego razu zostanie bez dachu nad głową, nikt z nas nie planuje być głodnym.
  
Czasem jesteśmy, jak krople deszczu, które rzucone bezmyślnie na wiatr - spadają. Spadamy, jak one, nie zastanawiając się nad tym, czy osoby stojące obok nas potrzebują pomocy... I tu nie tylko mowa o bezdomnym mordercy, czy jego żonie, bo czasem i w naszym otoczeniu są ludzie, których niemy krzyk, zagłuszają nasze zbyt głośne myśli. 

_____________________________________________________

Gorąco polecam Wam tego bloga: klik, zajrzyjcie, to nie boli! :)♥



5 komentarzy :

  1. Też mam tak z osobami, które proszą o drobne czy o jedzenie. Ta pierwsza prośba, rzadko i niechętnie cytując kabaret ani mru mru daję im pieniądze. Zawsze odmawiam jak czuje alkohol i tym bardziej odmawiam jak mi szczerze powiedz om że chcą na alkohol. Raz jednak miałam taką sytuację, tu w Opolu - pewna staruszka przed świętami bożego narodzenia przy kauflandzie prosiła ludzi o kupno herbaty, chleba i miodu. Nikt się przy niej nie zatrzymał....Aż w końcu ja podeszłam bo jak ją zobaczyłam, a tak zimno było to aż mi serce pękło. Gdzie ten duch świąt? Gdzie ta miłość do innych?! Postanowiłam, że mimo iż nie miałam w tedy za dużo pieniędzy kupię jej coś do jedzenia, przynajmniej na kilka dni. Nakupowałam kaszy, ryżu, chleba, mleka, masła, herbaty....całej reklamówki i wychodząc z sklepu wręczyłam jej. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej oczy, tej wdzięczności. Tak mi się serce krajało. Dla przeciw wagi...Kraków, wrzesień. Podchodzi do mnie koleś który mówi że potrzebuje jedzenia dla dzieci. Ze ma ich 4 z czego najmłodsze ma 3 miesiące. Oczywiście zgodziłam się kupić mu coś dla tych dzieci do jedzenia i powiedziałam "że jakąś słodką bułkę możemy (z chłopakiem byłam) kupić". W domyśle chciałam by po prostu za mną poszedł do sklepu a tam bym mu kupiła nawet sztuczne mleko jak trzeba. A on zamiast tego naskoczył na mnie, omal mnie nie uderzył!! Wydarł się jakbym mu te dzieci pozabijać chciała, że one się nie najedzą jedną bułką i ze kasę mam mu dać. W tedy dotarło do mnie, że on wcale nie chciał jedzenia....Czułam się w tedy nabita w butelkę i straciłam wiarę w ludzi.
    Miałam też i dziwną prośbę od bezdomnego....Poprosił mnie nie o kasę nie o jedzenie tylko o..........baterie AA!! Bo na skupie gdzie nocuje ma radio i mu baterie w nim siadły i nie może nocami słychać audycji! Tak mnie tym ujął że spełniłam jego prośbę.

    Myślę, że w pomocy ludziom trzeba kierować się przede wszytskim sercem ale i rozumem, bo zdarzają sie i niebezpieczne sytuacje.

    Wamp :[

    OdpowiedzUsuń
  2. wybacz, że pominę sens całej notki, ale: OWEGO mordercy. "ów" odmienia się tak jak każde inne słowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Była żoną wspomnianego w ÓW POŚCIE mordercy."

      słowo "ów" odnosi się do słowa "post", a nie do słowa "morderca".

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Miałam raz taką sytuację, że chciałam z koleżanką kupić jakiejś pani zupę...
    Na co ona syknęła, że wolałaby kotleta i kazała nam się udławić tą zupą ;-;
    Brzmi absurdalnie, ale co poradzić - tacy niektórzy ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Więcej osób powinno przeczytać to, co napisałaś, bo naprawdę daje do myślenia. A przynajmniej powinno, jeśli ktoś nie jest bez jakichkolwiek uczuć.
    Przypomniało mi się, jak kiedyś siedziałam z koleżankami pod jakąś knajpką. Można tam tanio zjeść naprawdę dobre jedzenie. Podszedł do nas mężczyzna. Nie będę ukrywać, że od razu myślałam, że poprosi o pieniądze, bo wyglądał dość kiepsko. Niespodzianka. Powiedział, że ma pieniądze i chciał tylko poprosić, żeby któraś z nas kupiła mu pierogi, bo ma na pieńku z kucharkami i nie może wejść do środka.

    OdpowiedzUsuń